- Крθኒուη уму βа
- Хроврንж юβе
MICHAŁ SOWIŃSKI: Napisał Pan powieść o rozbitkach na tropikalnej wyspie. To stary topos, zazwyczaj używany jako zwierciadło pokazujące kondycję człowieka i cywilizacji, w której żyje. ANDRÉS IBÁÑEZ: Wyspa to grupa ludzi – społeczeństwo w soczewce, reprezentacja ludzkości. W „Lśnij, morze Edenu” występują przedstawiciele rozmaitych ras, religii, profesji, klas społecznych… To był eksperyment. Na czym polegał? Robinson Crusoe podporządkowuje sobie naturę – w XVII i XVIII w. taki pogląd dominował u wielu myślicieli. Przekonanie, że istnieje świat materialny i duchowy. W tym układzie pierwszy należało podporządkować drugiemu. U mnie jest inaczej – moja wyspa jest jedną z postaci, to żywy, świadomy byt. Inspirowałem się „Stalkerem” Andrieja Tarkowskiego – u niego Zona jest również osobnym istnieniem. W mojej powieści bohaterowie próbują zrozumieć wyspę, ale jednocześnie wyspa próbuje zrozumieć ich. To nie jest łatwy ani przyjemny proces, ale gdy już się ostatecznie udaje, zostaje osiągnięta harmonia. Dla mnie to stan idealny, wzorcowa relacja człowieka z naturą. Bez wątpienia inspirował się Pan również serialem „Zagubieni” – nawet polski wydawca sugeruje to na okładce. Oczywiście! Co ciekawe, wiele osób ma o to pretensje. Spotkałem się z zarzutem, że poważny autor nie może inspirować się serialem. To był kolejny eksperyment – chciałem przełożyć na język literacki pomysł z popularnego serialu. Proces zapożyczania i kopiowania istnieje w kulturze od zawsze – już Cervantes kopiował opowieści rycerskie, które w powszechnym mniemaniu uchodziły za poślednią literaturę. Ale to chyba pierwszy raz, gdy literatura naśladuje serial. Interesują mnie wszelkie formy narracji – filmy, komiksy, obrazy, arrasy. Nawet spacer może być rodzajem opowieści – jak to miało miejsce w przypadku Roberta Walsera. A w naszych czasach seriale są szczególnie ważnym sposobem konstruowania opowieści. Da się pójść krok dalej i nakręcić serial na podstawie Pana powieści? Myślę, że tak, bo z mojego doświadczenia wynika, że każde przeniesienie czy kopiowanie kończy się stworzeniem zupełnie nowego i oryginalnego dzieła. Dzięki serialom wracają też nieco zakurzone formy opowieści – Pana książka jest skonstruowana niczym „Dekameron” czy „Rękopis znaleziony w Saragossie”. Pewnie dlatego, że rzeczywistość nigdy nie była tak skomplikowana jak dziś, a szkatułkowa forma opowiadania doskonale do niej pasuje. Współcześnie pochłaniamy olbrzymią ilość narracji – dziennie potrafimy przyswoić ich więcej niż kiedyś w ciągu miesięcy. Do kina chodziło się raz, góra dwa razy w tygodniu, teraz w jedną noc ogląda się kilka sezonów serialu. A dlaczego wyspa musi być zawsze tropikalna? Bo tak nakazuje tradycja opowieści o rozbitkach? Od dziecka fascynowały mnie tropiki. Gdy po raz pierwszy udało mi się pojechać do Brazylii, byłem oszołomiony tamtejszą naturą. Myślę, że jestem pisarzem tropików – uwielbiam tę energię, rozbuchaną wegetację. Moja wyobraźnia z pewnością ma tropikalną naturę. Zdecydował się Pan na powieść z pogranicza fantastyki naukowej. Dlaczego? Zawsze chciałem pisać tego typu prozę. Gdy byłem chłopcem, obejrzałem „Odyseję kosmiczną” Stanleya Kubricka, co na zawsze odmieniło moje życie. W tym filmie jest nie tylko mnóstwo wątków SF, ale i filozofii. Wątki SF pomagają w uprawianiu filozofii? Powieści zazwyczaj opowiadają o naszym świecie, a narracje SF koncentrują się na przyszłości. Ale przecież wiele elementów naszej rzeczywistości wiąże się bezpośrednio z troską o przyszłość – na przykład religia. Apokalipsa św. Jana to przecież utwór fantastyczny. Podobnie mity – choć one nie zawsze koncentrują się na przyszłości, jednak stanowią trzon literatury. Nasza kultura zbudowana jest na fantastyce. Fantastyka pokazuje, w jakiej kondycji znajduje się nasza wyobraźnia? Cała literatura pełni tę funkcję. Ja wykorzystuję potencjał, który tkwi w tym konkretnym gatunku. To dość typowe dla literatury postmodernistycznej, dla której najważniejszym punktem odniesienia jest Borges. W jego prozie wszystko miesza się ze wszystkim: proza podróżnicza, filozofia, poezja, esej, fantasty ,ka. Wspomniał Pan film Kubricka – jego sposób myślenia o świecie przenika nadzieja, której dzisiejsze filmy SF są już chyba pozbawione. A czy „Lśnij, morze Edenu” to powieść o nadziei? Nadzieja jest dla mnie czymś szczególnie ważnym i fascynującym. Po hiszpańsku słowo to oznacza również czekanie. Doświadczenie nadziei przypomina mi muzykę. Gdy słucham muzyki, to zawsze czekam na coś – mam nadzieję, że zaraz coś się stanie. Cała zachodnia muzyka jest zbudowana na oczekiwaniu. System tonalny buduje strukturę oczekiwania, dzięki której coś się może wydarzyć. Pod tym względem największym arcydziełem w historii jest „Tristan i Izolda” Wagnera, gdzie właśnie oczekiwanie przenika strukturę muzyczną i fabularną. Z tym że u Wagnera jedyne, na co można liczyć (tudzież mieć nadzieję), to śmierć. W Pana powieści muzyka w ogóle odgrywa szczególną rolę. Od początku myślałem o mojej wyspie jako miejscu, gdzie słyszy się dźwięki. Muzyka jest formą komunikacji – nie tylko między bohaterami, ale też ludzi z naturą. Dla mnie muzyka to nie ładne brzmienia, ale przede wszystkim zasada funkcjonowania świat. Dla naszych przodków muzyka była niemalże idealnym opisem rzeczywistości – jego proporcji i mechanizmów. Pana książka jest wręcz nieprzyzwoicie optymistyczna. Wiele osób uważa, że żyjemy w najgorszym z możliwych światów. A tak naprawdę nasze czasy nie są ani lepsze, ani gorsze. Oczywiście – na naszych oczach dzieją się rzeczy straszne, choćby wojna w Syrii czy kryzys migracyjny. Jednak ludzie kiedyś, choćby po zakończeniu II wojny, która przecież była największym koszmarem w historii Europy, patrzyli w przyszłość z większym optymizmem. Dlatego nie zgadzam się z powszechnym dziś pesymizmem. Szczęście jest największym tematem tabu naszej racjonalnej epoki. Jeśli ktoś przyznaje się, że czuje się szczęśliwy, bo odnalazł w sobie spokój, jest skandalistą. ©℗ Tłumaczenie i współpraca MARTA ELOY CICHOCKA ANDRÉS IBÁÑEZ jest hiszpańskim pisarzem, poetą i pianistą jazzowym. Wiele lat spędził w Nowym Jorku, gdzie pisał sztuki teatralne. „Lśnij, morze Edenu” Rebis w przekładzie Barbary Jaroszuk (2017) to pierwsza jego powieść wydana po polsku.
Zagubieni w teatrze: Nocne zwiedzanie w Kraków . Harmonogram i bilety na nadchodzące . Teatr im. Juliusza Słowackiego , czw., 11.10.2018, 22:30 - 23:59 . Znajdź
Traperzy, preppersi, rozbitkowie – co ich łączy? Ano umiejętności i/lub wola przetrwania. Dla głodnych survivalowych przygód przygotowaliśmy zestawienie 7 filmów o przetrwaniu, opowiadających przejmujące historie ludzi zmuszonych do przeżycia w trudnych warunkach. Dajcie znać w komentarzu, czy znaleźliście wśród nich jakieś nowe tytuły dla Was i koniecznie napiszcie jakie filmy lubicie. A może sami zaproponujecie w komentarzu jakieś tytuły w klimacie survivalu? Czekamy na Wasze polecenia! 1. Po pierwsze przeżyć /Jusqu’au déclin/ 2020 „Mąż i ojciec rodziny bierze udział w szkoleniu survivalowym. Uczestnicy obozu przetrwania przygotowują się na różne rodzaje apokalipsy — naturalną, ekonomiczną i społeczną. Jednak najpierw muszą stawić czoło katastrofie, jakiej zupełnie się nie spodziewali.” 2. Arktyka / Arctic / 2018 „W środku Arktyki dochodzi do katastrofy lotniczej, w której bierze udział samolot z jednym pasażerem (Mads Mikkelsen) na pokładzie. Zdesperowany podróżnik na początku liczy, że nadejdzie pomoc. Z czasem jednak uświadamia sobie, że szanse na jej przybycie są bardzo nikłe. W końcu wyciąga ze zrujnowanej maszyny wszystko, co może mu się przydać i rusza w morderczą, samotną podróż…Film przygodowy pokazujący rozbitka walczącego o przeżycie w ekstremalnych warunkach Arktyki.” 3. Pomiędzy nami góry/The Mountain Between U/2017 Dwójka nieznajomych, odciętych przez zamieć śnieżną na lotnisku w Salt Lake City, postanawia wynająć wspólnie niewielki samolot, aby dotrzeć do domu. Ben Payne jest świetnym chirurgiem i wraca z konferencji. Ashley Knox to felietonistka i zmierza na swój ślub. W wyniku katastrofy lotniczej trafiają w jedno z najdzikszych pustkowi stanu Utah, pośrodku srogiej zimy, ciężko ranni, wiele mil od jakichkolwiek oznak cywilizacji. Bez jedzenia i możliwości znalezienia schronienia. Ich szanse na przeżycie wydają się nikłe, mogą polegać tylko na sobie. 4. Przetrwanie/The Grey/2011 Uwielbiam ten film. Za klimat, za historię. Film zaczyna się jak wiele tego typu produkcji, od katastrofy lotniczej. Grupa mężczyzn, ocalałych po katastrofie, zmuszona jest przetrwać na skutym lodem odludziu, bez kontaktu ze światem, bez ciepłej odzieży i jedzenia. Dodatkowo przyroda staje się ich największym zagrożeniem i tylko wiedza jednego z nich daje cień szansy na ratunek, ale czy to wystarczy? 5. Zimne piekło/The Snow Walker/2003 I podobnie jak wcześniej akcja filmu ma związek z samolotem :D. Mamy rok 1952. Pilot Charlie zabiera na pokład samolotu chorą kobietę Kanaalaq i we dwójkę planują powrót do domu. W czasie lotu mają jednak problemy z jednym z silników i samolot rozbija się. Oboje – pilot i chora kobieta, muszą przeżyć w odległych krańcach arktycznych krain. Piękna, mądra i wzruszająca historia tych dwojga, to wspaniała lekcja o człowieczeństwie. Obraz urzeka również kadrami – przyroda zachwyca. Ciekawostka: Sceny zimowe były kręcone przy temperaturze -28 C, która przy mroźnym wietrze odczuwalna była jako -45 C.( 6. Zjawa/The Revenant/2015 Tym razem historia bez samolotu! I to jaka historia! XIX wiek, USA. Traper Hugh Glass (Leonardo DiCaprio), wraz z synem (Forrest Goodluck) oraz grupą myśliwych poluje na terenach dzisiejszej Dakoty Południowej. Mężczyzna zostaje zaatakowany przez niedźwiedzia i ciężko raniony. Jego stan z sekundy na sekundę się pogarsza, więc reszta grupy stwierdza, że nie mogą tracić przez niego czasu. Jako zapewnienie wsparcia i godnego pochówku zostają z nim syn Hawk i dwóch towarzyszy. Niestety kompani zostawiają Hugh na pewną śmierć, ten więc rozpoczyna pełną emocji i heroizmu walkę o przeżycie. Dodam, że to właśnie za tę rolę Leonardo DiCaprio został w końcu uhonorowany Oscarem :D. 7. Cast Away – poza światem/Cast Away/2000 Nie mogło zabraknąć i tej pozycji. Tym razem z zimy przenosimy się w cieplejsze klimaty. Pracownik firmy FedEx, firmy kurierskiej staje się ofiarą katastrofy lotniczej (tak, znowu XD) i ląduje na bezludnej wyspie. Czy przetrwa tam aż 4 lata? Jak poradzi sobie z samotnością? To niesamowita jednoosobowa kreacja Toma Hanksa, którą wyśmienicie ogląda się w zimowe wieczory! To już kultowa pozycja! Jeśli ten wpis się Tobie spodobał, to będzie nam mega miło, gdy zostawisz komentarz. A jeśli uważasz, że wpis warto pokazać światu dalej będzie super, gdy go udostępnisz na swoim Facebooku, Twitterze lub Instagramie:) Ponadto zachęcamy, abyś obserwował nas na naszych kanałach społecznościowych, aby żaden nowy wpis Cię nie ominął:) Facebook Instagram Twitter Youtube
VhUyNV.